Archiwum listopad 2004


lis 24 2004 Balance point
Komentarze: 1

Wszystko płynie. Życie zmienia swe koleje jak w kalejdoskopie. Dziś jestem kimś a może nikim. Kim będe jutro- jeżeli tego jutra dożyje? Czy moja ścieżka skończy się tak nagle jak się zaczeła? A może nie jestem na żadnej ścieżce?

Czasami jedna chwila to zwrot w życiu. Czasami jedno słowo leczy lub zabija. Czasami cisza to więcej niż milion słów. Czasem cierpienie to tylko preludium... Ja osiągnąłem chyba wreszcie ten punkt. Wylałem na podłogę wypełnianą od miesięcy czar goryczy. Wyrzuciłem mapę, która znów kusiła łatwą drogą. Może to tylko chwilowa euforia, lub zwyczajny przebłysk uśmiechu przez łzy. Może to koniec mojego cierpienia- wiem tylko, że to nie będziesz Ty. Miałem przed sobą miraże szczęścia, więcej ich chyba nie moge znieść. Ty przygotowujesz się do zamęscia- ja od dzis własne życie będe wieść. Może to tylko ulotna siła każe miłości otworzyć oczy-  może moje serce już nie ma czym broczyć? Od uczuć szaleństwa do nieczułości- skrajnośc me życie oznacza. Nie kryje urazy, ani zawodu- me serce, jeśli bije- wciąż ciągle wybacza. Niczego nie moge być pewien, bo ciągle są nowe pytania. Nowym głodem wiedzy zabijam dawną ochote kochania. Był to może przymus duszy, lub kaprys młodego człowieka. Teraz wiem, że jeśli jest miłość- to ona na mnie jeszcze poczeka. Nie musze jej szukać jak skarbu, nie musze walczyć jak o Graala. Jeśli jest blisko- to dobrze. Jeśli nie- to może przechadza się z dala. Krok po kroku coraz bliżej- jak z każdym rokiem ku przyszłości- gdy ją znajde zapomne cierpienia, wylane łzy, słowa wrogości. Może przyniesie mi ukojenie, może goryczy ziarno zaszczepi w serce. Wiem jedno- miłości już nie będe szukał więcej. Czas znowu w ręce wziąść kij wędrowca. Urwanej wędrówki osiągnąć kres. Może kiedyś przygodny rozmówca wytłumaczy mojego życia sens.

jovan : :
lis 10 2004 Day before...
Komentarze: 3

Już jutro skończę 17 lat. Skłania mnie to do pewnej refleksji nad samym sobą. Co osiągnąłem w tym czasie. Co się zmieniło w moim życiu od ostatniego Święta Niepodległości. Osiągnąłem niewiele- wciąż nie mogę się wybić poza przeciętność, która ostatnio stała się synonimem wielu wydarzeń w moim życiu. Poznałem co to miłość. Chociaż nie do końca. Nie wiem jeszcze jak sklasyfikować to doświadczenie. Ale wśród tych jak najbardziej pozytywnych musze wymienić prawdziwą przyjaźń, którą poznałem. Mam nadzieje, że osoby o których mowa wiedzą, że mówię o nich i że są ważną częścią mojego życia. Ten rok minął strasznie szybko. Pozostawił sporo wspomnień i doświadczeń. I jeszcze więcej pytań. Kiedyś byłem pewny kim chce być. Teraz nawet nie jestem pewny " czy chce być". Świat niegdyś prosty i logiczny stał się dla mnie przedziwnym zbiorem paradoksów. Może niektóre rzeczy komplikuje sobie na siłę. Ale życie nie jest łatwe.

"Póki walczysz- jesteś zwycięzcą". Ale jeżeli już nie ma o co walczyć, jeżeli nie ma nadziei na zwycięstwo końcowe? Jak można mieć siły do walki, gdy nie widać żadnych efektów? Jak można walczyć bez przerwy, nie mieć czasu nacieszyć się owocami zwycięstwa? Ja walczę.....może nie ciągle- ale Bóg jeden wie ile mnie to kosztuje. Umieram minuta po minucie codziennie. Nawet sen nie daje dawnego ukojenia, jedzenie traci swój smak. Ile jeszcze mam walczyć? Każdy, nawet po najbardziej heroicznej walce musi zwyciężyć lub polec. Takie są prawa Sztuki Wojny. Ile ja jeszcze wytrzymam? Kiedy polegnę- bo na zwycięstwo jakoś nie mam widoków? Tym pozytywnym akcentem kończę ten tekst. Wracam do moich demonów i do walki z własnym cieniem.

 

 

jovan : :
lis 04 2004 These days...
Komentarze: 4

Nowy miesiąc i na blogu jakoś pusto. Należało by coś napisać. A szczególnie wspomnieć o dwóch "events":

Po pierwsze wspólne urodzinki ze Majkiem. Nie wiem jak reszta- ale ja bawiłem się mieźle. I w sumie sorry za wszystkie nieprzyjemności spowodowane aparatem fotograficznym- ale było warto.... Zawsze to było jakieś spotkanie ludzi, którzy przebywają ze sobą połowe dnia- a czasem nie mają się okazji swobodnie spotkać, pogadać. Dla mnie te urodziny zzaowocowały kilkoma nowymi doświadczeniami ( szczególne pozdrowienia...ona wie...chyba)

Drugie wydarzenie-  świeżo w pamięci. Jeszcze słysze Ivana intonującego kolejny kawałek, Mańka włączającego się jowialnie do śpiewu.....freestyle Jimma i Mościa. To była ta jasna strona. Sztuka- nie bardzo zrozumiałem, może to moja wina- ale ja wole dzieła " Mickiewiczów i Słowackich". W sumie najbardziej zawiódł mnie sam Kraków. Byłem tam już kilka razy. Ale teraz przechadzając się sam uznałem, że to nie to. Nie wiem jak to powiedzieć- ale to wszystko co się mówi o Krakowie- to zbyt wyidealizowany punkt widzenia. Miasto bez duszy. Ale to może tylko wina mojego kiepskiego humoru. Może to tylko on zniekształcił w moich oczach panoramę tego miasta. I tak Rybnik jest najpiękniejszy.

To tyle, jeśli chodzi o wydarzenia. A poza tym normalka. Lekcje, treningi i takie tam. Jakoś mam za dużo wolnego czasu. I chyba znowu mam nawrót tego całego uczucia. Może znowu przesadzam ( - xid), może to po prostu taka pora roku (- inna osoba). Ale znowu wracam do punktu wyjścia. To zaczyna przypomianać labirynt. Ale labirynty mają wyjście, zawsze chociaż jedno. Ale czy mój ma? Zaczynam w to szczerze wątpić. Szczególnie, że nic nie zwiastuje zmiany tego stanu. Ktoś mi powiedział, że unieszczęśliwiam się na siłę. Ciekawe jak. Już sam nie wiem. Mam walczyć- tylko po co, o co. Jeden wielki bezsens. A jego imie tak bliskie sercu... Przybyłem, zobaczyłem, spóźniłem się...

jovan : :