Komentarze: 2
Cisza przed burzą. A właściwie między burzami. Jak w kalejdoskopie coraz to nowe odcienie tych samych znienawidzonych uczuć raz po raz rozrywają zabliźnione rany serca. Retrospekcje znów nawiedzają mój zmęczony umysł- coraz ostrzejsze w swych szczegółach, coraz straszniejsze w przesłaniu. Nie ma już nadzieji, jeżeli była kiedykolwiek. Nie ma siły. Nie ma prawie nic. Kroki na deszczu. Rozmywane w ułamku sekundy istnieją jedynie w umyśle wędrowca. Tak samo ja. Oddalam się coraz bardziej od swojej drogi. Staczam niepotrzebne bitwy, zapominając o co walczyłem. Wszystko było tak blisko- a teraz nie ma niczego. Prysło jak mydlana bańka, w chwili, gdy wyłuskałem odwage, by po to sięgnąć. Zawieszony w niebycie... Nawet światełko w tunelu okazuje się drwiną... refleksem odbitym w oczy uciekinera. Wszystko do czego dopingowałem sam siebie było bajką....piękną na zewnątrz.....nierealną w istocie... Niczego nie żałowałem... na pewno nie siebie. Im więcej poświeciłem tym bardziej czuje się oszukany. Słaby. Upadły. Już nie rycerz. Nigdy więcej...