These days...
Komentarze: 4
Nowy miesiąc i na blogu jakoś pusto. Należało by coś napisać. A szczególnie wspomnieć o dwóch "events":
Po pierwsze wspólne urodzinki ze Majkiem. Nie wiem jak reszta- ale ja bawiłem się mieźle. I w sumie sorry za wszystkie nieprzyjemności spowodowane aparatem fotograficznym- ale było warto.... Zawsze to było jakieś spotkanie ludzi, którzy przebywają ze sobą połowe dnia- a czasem nie mają się okazji swobodnie spotkać, pogadać. Dla mnie te urodziny zzaowocowały kilkoma nowymi doświadczeniami ( szczególne pozdrowienia...ona wie...chyba)
Drugie wydarzenie- świeżo w pamięci. Jeszcze słysze Ivana intonującego kolejny kawałek, Mańka włączającego się jowialnie do śpiewu.....freestyle Jimma i Mościa. To była ta jasna strona. Sztuka- nie bardzo zrozumiałem, może to moja wina- ale ja wole dzieła " Mickiewiczów i Słowackich". W sumie najbardziej zawiódł mnie sam Kraków. Byłem tam już kilka razy. Ale teraz przechadzając się sam uznałem, że to nie to. Nie wiem jak to powiedzieć- ale to wszystko co się mówi o Krakowie- to zbyt wyidealizowany punkt widzenia. Miasto bez duszy. Ale to może tylko wina mojego kiepskiego humoru. Może to tylko on zniekształcił w moich oczach panoramę tego miasta. I tak Rybnik jest najpiękniejszy.
To tyle, jeśli chodzi o wydarzenia. A poza tym normalka. Lekcje, treningi i takie tam. Jakoś mam za dużo wolnego czasu. I chyba znowu mam nawrót tego całego uczucia. Może znowu przesadzam ( - xid), może to po prostu taka pora roku (- inna osoba). Ale znowu wracam do punktu wyjścia. To zaczyna przypomianać labirynt. Ale labirynty mają wyjście, zawsze chociaż jedno. Ale czy mój ma? Zaczynam w to szczerze wątpić. Szczególnie, że nic nie zwiastuje zmiany tego stanu. Ktoś mi powiedział, że unieszczęśliwiam się na siłę. Ciekawe jak. Już sam nie wiem. Mam walczyć- tylko po co, o co. Jeden wielki bezsens. A jego imie tak bliskie sercu... Przybyłem, zobaczyłem, spóźniłem się...
Dodaj komentarz